Wstajemy z samego rana. Na drugie śniadanie zatrzymujemy się obok Lidla, w miejscowości Marsta. Nawet w Szwecji można powiedzieć, że jest tani. Pod sklepem poznajemy pana Larsa, który zaprasza nas do siebie na herbatę i ciastka. Opowiada o swojej tajskiej żonie i dzieciach. Okazuje się, że jest miłośnikiem Węgier, oraz świetnym grajkiem gitarowo-harmonijkowym. Odwdzięczamy mu się repertuarem polskich pieśni, przy prowadzeniu i akompaniamencie Konrada. Na koniec eskortuje nas na drogę do Uppsali. W mieście jesteśmy wieczorem. Jest, co oglądać mnogość pałaców świadczy o dawnym bogactwie ośrodka, który dziś słynie z wielu prestiżowych uczelni oraz największej gotyckiej katedry w Szwecji. Po raz kolejny łapię gumę w przednim kole, sedno problemu tkwi w oponie, która uszkadza dętkę. Całe szczęście, że jesteśmy w dużym ośrodku miejskim i po rowach pełno zdezelowanych rowerów-więc i odpowiednia opona się znalazła.
W nogach 57 km.