Od rana do popołudnia pracujemy przy zbiorach. Wieczorem przenosimy się do klasycznego szwedzkiego, drewnianego, czerwonego domku. To Skandynawska specyfika-posiadanie daczy nad wodą, ewentualnie w lesie. Nam przypadkowo udaje się go znaleźć. Ukryty w gęstym lesie, jakby na nas czekał- opuszczony od kilku lat, widocznie stracił właściciela. Teraz pełną gębą, stajemy się leśnymi ludzi z tajgi. Będziemy nimi, aż dwa tygodnie. Choć codziennie zasypialiśmy zmęczeni pracą, odpoczywaliśmy od hałasu miasta, słuchając trzasku palonego drewna, śpiewaliśmy do gitary, wypiekając bułki. Klimat osadnictwa Północno Amerykańskiej Kanady, nam się stworzył.
Do Edsbyn mieliśmy 9 km. To niewielkie miasteczko, jest centrum administracyjno-handlowym regionu. Tu woziliśmy jagody, kupowaliśmy niezbędne produkty. Jeśli ktoś, już słyszał o Edsbyn to zapewne ze względu na hokej, jest tu wielka hala widowiskowa i dobrze grająca drużyna. Godnym uwagi jest skansen, usytuowany w samym centrum miasta. Eksponowane są drewniane chaty pochodzące nawet z XV wieku. Nam również, przypadł do gustu sklepik z używanymi rzeczami(głównie z odzieżą) i gustowną kawiarnią. Kupiliśmy trochę ubrań, po cenach niższych niż w Polsce. Poza tym, będąc na spotkaniu modlitewnym wyznawców luteranizmu, mogliśmy się przekonać, że Szwedzi potrafią być otwarci i, że takie zebrania są jedna z nielicznych okazji na zawarcie głębszych znajomości. W luteranizmie nie odprawia się Eucharystii, w niedzielę przez ok. 2 godziny czytana jest biblia i prowadzone są nad nią rozważania. Oczywiście atrakcją jest śpiew i muzyka utrzymywane w konwencji występu scenicznego, w rozpisze jest podane kto ma występować. Na koniec, po nabożeństwie wierni udają się na stołówkę, rozmawiają popijając kawę, zagryzaną pysznym ciastem. Jest bardzo kameralnie i przyjemnie. Nasi rozmówcy dziwili się, że mieszkamy już prawie 2 tyg. w lesie a nie spotkaliśmy jeszcze niedźwiedzia, których w okolicy jest podobno bardzo dużo.
19 sierpnia wyjechał Konrad z Agatą, wracali tą samą drogą którą jechaliśmy tutaj.
My z Hanią zebraliśmy do wyjazdu 24 sierpnia, obierając kierunek na stolicę Norwegii-Oslo. Po dłuższym stacjonowaniu, jazda w pełnym rynsztunku, wydaje się aż dziwna. Dzień mamy bardzo pogodny i do tego sprzyjający wiaterek w plecy, okolica jest jednak górzysta, co urozmaica, ale i jazdę utrudnia. W międzyczasie, napotykamy się na niezwykle pomysłowy wynalazek-rower na 3 kołach, przystosowany do jazdy po torach.
Pod koniec dnia, odwiedzamy Skatungbyn- niewielką miejscowość, usytuowaną wysoko ponad dolią rzeki Oreahren. W niewielkim sklepiku, przez zakurzoną szybę oglądamy Szwecję z lat 70. Stara waga ze wskaźnikiem, ogromna kasa pancerna, beczki po winie, syfony… Sprawia wrażenie jakby go wczoraj zamknięto. Niestety, nie udało nam się wejść do środka. Jedziemy jeszcze przez godzinę i szykujemy się do snu.
Dystans: 82km.