Przez Kiszyniów przebiega główny bulwar Stefana Mare, jest to właściwie szeroka ulica o ruchu ulicznym sprawiającym wrażenie chaosu. Jest gwarno i tłoczno, ale poza główną arterią robi się spokojniej i miasto jakby topniało. Sporo żywiołu znajdziemy jeszcze w okolicach dworca autobusowego, to takie miejsce dla wielbicieli wschodniej rozpierduchy. Obok dworca kolejowego rozkładane jest polowe targowisko, można zaopatrzyć sie w autentyczne graty i opić się tanich, i bardzo dobrych swojaków.
Po 15 jedziemy pociągiem osobowym do Bielc. Jest to typowa elektriczka-szeroka, z twardymi, drewnianymi siedzeniami, załadowana tłumem ludzi z tabunem pakunków i drobnym inwentarzem gospodarskim.
Wjeżdżając do Bielc, naszym oczom ukazują się potężne zabudowania przemysłowe. Są opuszczone i przytłaczające, huczy z nich ogromna pustka. Ciepłe promienie zachodzącego słońca nadają tym pokracznym budynkom industrialnego uroku. Po zmroku znajdujemy Dom Polski, jest zamknięty, telefon też nie odpowiada. Nocujemy na terenie przedszkola w drewnianej altanie w centrum miasta. Piątkowa noc daje znać o sobie głośnym rytmem.