Na drugi dzień, po ponad 2 godzinnym łapaniu stopa w ulewnym deszczu w końcu przejechałem całe 160 km. do samego Sarajewa. Droga przez zasypane góry, wydłużyła się do kilku godzin. Zakwaterowałem się w skromnym mieszkanku, w centrum miasta. Co prawda nie było ciepłej wody, ale niestrudzona właścicielka: Jasna, dzielnie znosiła bazarowe skrzynki do palenia w metalowym piecyku. Zimno nie było, a i klimat niepowtarzalny.